Rano niczym "skowronki" (tzn. o 9) wstalismy na sniadanko i wyruszylismy w miasto. Pierwszym punktem naszej wycieczki byla przejazdzka "Duck Ride", czyli lodzia na kolkach z gwizdkami w buzi, ktore wydaja dzwiek kaczy. W ten zabawny sposob pochlonelismy wiedze o zabytkowych budynkach w Philadelphii, wytanczylismy sie, a na dodatek poplywalismy po rzece. Uzbrojeni w wiedze udalismy sie do muzeum poswieconemu najwazniejszemu zabytkowi, w tym miescie czyli Indepence Bell w skrocie dzwoneczek na ktory w Polsce nikt by nie zwrocil uwagii...No ale Amerykanie potrafia...zmeczeni nadmiarem historii spacerowlismy sobie po ulicach starej czesci miasta, przy okazji Wojtus kupil sobie ladniutki butki, a Karolinka okularki. Radosni zjedlismy obiadek w typowym fast foodzie i wrocilismy do hotelu coby sie przygotowac na wieczorne aktywnosci....O 22 zaczal sie nasz " Lights of Liberty Show" czyli ponowna lekcja historiii w ciekawej wersji. Z grupa turystow ze sluchawkami na uszach udalismy sie na spacer szlakiem powstawania konstytucji. Przy kazdym waznym miejscu mielismy postu i czekala na nas projekcja jak widac na zdjeciach. Wszystko laczylo sie w genialna calosc razem z muzyka i glosami znanych aktorow, ktorzy wcielili sie w postacie z przeszlosci. Po tych wrazeniach nic innego jak Irish Pub, najlepszy w miescie byc nie moglo ;)