Jadąc do Wenecji, pod pretekstem wypicia kawki na szybko, zjechaliśmy do Werony. Wronka nic nie podejrzewala, ze w tej oto Weronce tak wiele sie zdarzy i ze ta "kawke" zapamieta do konca zycia.
Werona piękne miasto jest, trzeba przyznać. Mają tu Arene wyglądającą jak pomniejszona kopia Koloseum... choć w lepszym stanie ;-). Uliczki, sklepiki typowo włosko, ale szczerze to zbyt dużo to myśmy się tam nie naoglądali, gdyż z mapą w ręku dążyliśmy do celu... Prawie biegliśmy szukając wśród tych małych uliczek Balkonu Julii. Wroncia wciąż nie zdawała sobie sprawy i nie domyślala się "końca" tejże wycieczki w pigułce przez Werone. Dotarliśmy na miejsce. Brama wejściowa na podwórko przy którym znajduje się balkon Julii wygląda jak wejście do najgorszej meliny świata, popisany jest chyba każdy milimetr kwadratowy, zaskakujący widok, nie da sie go przegapic. Wybaczcie za brak zdjęć, to przez przejęcie sytuacją...
Równo sie zdażylo, ze o 14:00 Ficu$ padł na kolana i poprosił o rękę "swą Julię"... Jakżeby mogło być ;-) Wronka-Narzeczonka powiedziała TAK.
Jesteśmy szczęśliwi na maksiunia.