W strasznej burzy przyszlo nam wjezdzac do Miami. Lecz my tu tylko na chwilke przejazdem... Los nam jednak nie dal szansy zatopienia nie tylko nozek w tej niewiarygodnie cieplej i niewiarygodnie niebiesciutkiej wodzie w Miami Beach. Spedzilismy na niej niestety ok 30 min tylko bo padac przestac nie chcialo, a zawet wskazywalo na niezla buuurze. Z powodu pogody do zwiedzenia plaz Miami urzylismy samochodu, przemierzajac droge 1A1 - Collins Ave i zatrzymujac sie co kawalek na zamoczenie nozek w tej (wsponimy jeszcze raz) niesamowitej wodzie.
Burza nas oczywiscie spotkala przy wyjezdzie z Miami na drodze 41 gdzie w taka pogode pod wieczor i w nocy obowiazuja niesamowite znaki na drogach tj.: "Wlacz swiatla dla swojego bezpieczenstwa", obnizona predkosc do ok 40 MPH (z 60 MPH), "zwierzeta na drodze", "nie zatrzymoj sie" itp, a to wszystko dlatego poniewaz droga ta prowadzi przez ogromne obszary bagienne, w ktorych zyja przerozne zwierzaki, ale w szczegolnosci aligatory... Mozna je zobaczyc przy drodze... lub ewentualnie na drodze... My na szczescie na samej jezdni nie natrafilismy na zadnego, ale za to spotkalismy kilka przy drodze... Gadziny jedne, ogromne...
I tak po tych deszczowych dreszczowych przygodach zajechalismy wieczorem spowrotem do Naples.