Po 4 godzinach jazdy z czteroma Czechami dojechalismy gdzies w okolice Pine Grove, a dokladnie jakis las, duzy las. Powitali Nas wielkim Helllloooo i "zagonili" na stolowke na obiad bo akurat konczyli podawac. Na obiadek rybka, groszek, zmielona salatka warzywna i ciasto.
Podczas obiadu zaczelismy sie zapoznawac z ludzmi przebywajacymi tutaj. Jest tu tyle narodowosci ze nie jestesmy ich w stanie jak narazie wszystich wymienic. Ale sa bardzo mili, uprzejmi, gadatliwi (w roznych jezykach).
Dostalismy wlasny domek... Ku naszemu zdziwieniu jest calkiem niezly, mamy okna, ale nastraszyli Nas robalami...
Odbylismy mala podroz po tutejszym obozie z "kierownikiem" Ficusia rozklekotanym Subaru - oboz jest ooooogrooooommmmnnnnyyyyy.... Jest stajnia z konikami, basen, jadalnie, bawialnie, boiska, trawniki, stawiki, muszla teatralna, miejsca na ognisko i duzo duzo przeroznistych domkow, domeczkow. My mieszkamy na ulicy Melodyjnej a nasz domek ma numer "LA" (wiecie: DO, RE, MI, FA, SO, LA...).
Takze ogolnie rzecz biorac jest bardzo milo, mamy zajecia zapoznawcze, rozne szkolenia, zabawy i przygotowania do pracy przez najblizszy tydzien.
Poniewaz u Nas dochodzi godzina 22 to Wroncia und Ficus ida spac - Zyczymy dobrej nocy i jak to mowia tutej C U soon!!