Wstalismy dzis bardzo wczesnie, ok 6, a tak dokladnie o 5:40, by zdazyc pozbierac sie i wylogowac z pokoju. Po tutejszym sniadanku (frytki, maly hamburger, nalesnik z bardzo plynnym cieplym miodem, jajecznica bez niczego, tost i to wszystko na jednym talerzu...) zgubilismy sie na odcinku 50 metrow z jadalni do hali konferencyjnej gdzie odbylo sie spotkanie orientacyjne... Naturlig sie spoznilismy ;-) Ostatecznie przebrnelismy przez kolejna papierkowa robote i z radoscia stanelismy w kolejnej kolejce tym razem po Social Security. Po tym meczacym poranku zadziwiajaco szybko znalezlismy budke z kawa (tania + duza = dobra), na budce wisial cennik, a sprzedawce udalo sie zrozumiec. Z kawa udalismy sie do pobliskiego parku poglaskac wiewiory...
O 12:30 mieli Nas odebrac z tego Uniwersytetu ludzie z tego campa (obozu), ale spoznili sie zaledwie 2 godziny... Ruszylismy w droge...