Wrocilismy na Campa w niedziele ok 23 i w zasadzie poszlismy spac. Ten weekend byl moze nawet bardziej meczacy niz praca na Campie. Dopiero w ten weekend pierwszy raz Wojtusia zabolal kregoslup... Ale wszystko przeszlo po dobrym, krotkim snie na hotelowym lozku ;-).
Poniedzialek jest dniem polowicznej pracy. Pracujemy "tylko" pol dnia, przygotowujac Camp na przyjazd obozowiczow. Na obiadek Cookout (grill), wiec Karolinka nie pracowala po lunchu. Od dzisiaj zaczal sie tydzien Specjalnego Przyjaciela. Polega to na tym, ze kazdy pracownik wypelnil krotka ankiete o sobie i wrzucil do urny, pozniej kazdy losowal jedna karteczke, w tajemnicy sie zapoznawal z informacjami o swoim nowym przyjacielu. Teraz przez caly tydzien mamy dogadzac tej osobie, aby sie czula milo kazdego dnia, ale zeby sie nie dowiedziala kto to dla niego robi. Takze codziennie malujemy, wycinamy ukratkiem, po nocach i z rana rozklejamy plakaty, rozrzucamy prezenty by Nasi przyjaciele sie czuli milutko ;-).
Co do kaczych dziobow... z wielka przyjemnoscia zachowalismy je ;-)))
Tak teraz mysle, ze to my podczas tej przejazdzki najbardziej darlismy sie tymi kaczymi dziobami... Ciekawe dlaczego ;-))))...
Pozdrawiamy goraco, miliony buziakow :-******