W ostatni dzien 6 sesji wkoncu ugotowalismy upragniony przez prezesowa bigosik, duzy gar bigosiku. Niestety pierwszy raz go przyzadzalismy, wiec nie smakowal jak w domciu, ale i tak pyszny ;-). Serwowalismy go ludzia do obiadku, tak na sprobowanie. Jednej osobie tak smakowal ze wrocila po duzyyy secends... ups... wrocila po duzaaaa repete ;-)! Prezesowa jadla go chyba przez dwa dni wielkimi porcjami... To mile ;-).
Po udanym obiadku udalismy sie jak co tydzien do Baru bo tyle nam w zasadzie z tego pol dnia wolnego zostalo. Bylo fajno, dwie osoby mialy urodzinki. A po pubie, jak wrocilismy na oboz udalismy sie na tajemna prywatke do Tree Tops - duzy laddny dom dla obozowiczow, najlepsza kabina dla "wybranych" obozowiczow - tych najbardziej sprawnych, bo jest to naprawde ladny dom, nawt kominek maja w srodku. Lecz po godzinie zostalismy nakryci z nasza jakze cicha prywatka w srodku lasu przez Wojtusia szefa, meza prezesowej - Prezesa ;-). Nikt nie powiedzial ani slowa, wszyscy znikneli w 10 sekund - on jest poprostu grozny ;-).