Juz w drodze florydzki raj przywital nas deszczem i grzmotami. Wronka na szczescie spala i nie widziala bardzo okazalych piorunow ;-). Oczywiscie zamiast jechac 5 godzin jak to odleglosc na to wskazywala jechalismy "troszeczke" dluzej ;-). Key West przywital nas poznym wieczorem niesamowita goraca temperatura i burza, wiec grzecznie poszlismy spac w sprawdzonym juz Days Inn.
Pierwszego dnia, a wlasciwie poranka, bo wstalismy jak na nas bardzo bardzo wczesnie, dorwalismy ksiazeczki z kuponami na atrakcje i zaplanowalismy co i jak pozwiedzamy. Pojechalismy do miasta i rozpoczelismy piesza wycieczke po tutejszych uliczkach. Przeszlismy znana Duval Street, bo ponoc kto nie byl na Duval Street ten nie byl na Key West... Nas obierzyswaitow jednak nic nie zachwycilo az tak bardzo na tej ulicy... Moze z wyjatkiem wszedobylnych kur, kurczakow i kogutow. Nozki nam sie zmeczyly po tej pieszej wycieczce, wiec zasiedlismy w samochod i sledzilismy cwanie wycieczke w trolejbusie oprowadzajaca po Key West... ;-) Dotarlismy do najbardziej wysunietego punktu na poludnie, oznaczonego (jak widac na zdjeciu) pomnikiem, iz zostalo juz tylko 90 mil do Kuby. Pozniej udalismy sie do Fort Zachary State Park na bardzo ladna plaze, gdzie oczywiscie opalalismy sie... I tak po obiadku z genialnym zamrozonym drinkiem w reku podziwialismy tutejsze obchody zachodu slonca (przypominajace wystepy w cyrku) i sam zachod slonca.
Drugiego dnia zwiedzilismy rozne plaze lecz koniec koncow zajechalismy znow do Fort Zachary, bo tam plaza i woda byly najladniejsze. Po wyplazowaniu udalismy sie na fantastyczny obiad do KFC (reklamy na nas dzialaja, "teraz tam daja posilki ktore mozna zjesc widelcem i nozem" - piersiatko z kurczaka [pewnie zlapali na ulicy], ziemniaczki, suroweczka... paluszki lizac). Po obiadku szybciutko pognalismy do portu gdzie czekal na nas duuuuzy katamaran z zaglem, ktory zabral nas na snurklowanie* w rafie koralowej. Rafa nie byla podobno najladniejsza, tzn najkolorowsza (takie zdanie mieli inni ludzie), ale nam sie badzo podobalo plywanie w tej niesamowicie przejrzystej wodzie z tymi zwariowanymi rybkami... i rekinem. To nie zart, rekin byl malutki, ale to zawsze rekin. O i zapomnielibysmy o wszedobylnych natarczywych duuuuzych parzacych meduzach... Ale na szczescie na pokladzie mieli duuuzo alkoholu, wiec po wyjsciu z wody usmierzali bole ;-)... Z szampanem w reku zeglowalismy pomiedzy Key West a pobliskimi wyspami by nacieszyc sie slicznym zachodem slonca. Niestety ta piekna przygoda sie zakonczyla krotko po zachodzie slonca gdyz nadchodzila kolejna burza. Tak wiec my skrylismy sie w kubanskiej restauracji na ponoc najlepszym Mojito w USA (a napewno ;-D najdrozszym).
Tak minal nam weekend na Key West, w miejscu gdzie kazdy zachod slonca obchodzony jest hucznie, a limonka jest podstawa do zrobienia wszystkiego co mozna spozyc doustnie...
*Snurklowanie - Samodzielne plywanie po powierzchni wody za pomoca specjalistycznego sprzetu tj.: kamizelka, pletwy, rurka, gogle.