Kolejnego dnia tuz po sniadanku, spakowani wyruszylismy do Waszyngtonu, lecz po drodze zmienilismy zdanie i postanowilismy zwiedzic miasto w ktorym mieszkalismy - Alexandria. Ciezko powiedziec w sumie ze cale miasto, zwiedzilismy w sumie jedna ulice King Street tam i spowrotem, ale za to byla najwazniejsza ulica w miescie. Mnostwo sklepikow z recznymi wyrobami... Ogolnie te miasto to taki maly kurorcik dla bogatych, ale bardzo ladne. Male domki, zero wiezowcow, ladne.
Potem udalismy sie do Pentagon City do tamtejszego wielkiego sklepu z nadzieja na ladne zakupy... niestety dla nas zbyt drogo tam bylo... no moze nie az tak strasznie drogo, ale my poprostu takich ciuchow nie nosimy ;-) . Takze Karolinka cos tam sobie kupila i tyle ;-) .
Dzis niestety nie bylo czasu na wypasiony obiadek, uraczylismy sie tylko hamburgerkiem z McDonalda (ale tu w hameryce sa one syte niesamowicie, ciezko dojesc jednego). Po "obiadku" musielismy sie udac na miejsce spotkania, skad autobus mial nas zabrac. Niestety autobus sie spoznil 3 godziny, takze na obozie pojawilismy sie o 0:30... Na szczescie sniadanie przelozyli na 9 ;-)