Las Vegas przywitalo nas wielkim "Woooow!!". Zjezdzalismy z gor autostrada gdy nagle naszym ocza ukazalo sie ogroooooomne plaskie oswietlone miliardem swiatel miejsce - wszyscy w jednym momencie zrobilismy "wow" ;-)
My mieszkalismy w centrum tego Wow, swiadkowe w hostelu na jednym koncu Las Vegas Blv, a my wybralismy "luksusy" na drugim koncu tej samej ulicy w hotelu Luxor.
Rozpakowalismy sie i niestety bylo juz tak pozno, ze miasto, ktore nigdy nie umiera zaczelo nagle wymierac. Kluby juz pelne - wejscie niemozliwe, wsio pozamykane... Na szczescie 7eleven bylo otwarte ;-). Swiadkowe cos zaczely kombinowac i magicznie przenieslismy sie do naszego "luksusowego" pokoju by oddac sie alkoholowym potrzebom... Ale jak to po dlugiej podrozy umarlismy wkrotce ;-)...
Zdjecia z paniensko-kawalerskiego nie nadaja sie do opublikowania, takze ucieszcie swe oczy dema dwiema zdjeciami z typowego Las Vegas ;-)