Po tej jakze szalenczej podrozy, 2,5 miesiacach ciemszkiej pracy wreszcie polecielismy na wywczas - nasz miodowy miesiac (tydzien) ;-) .
Wyladowalismy jakos na tej malenkiej wyspie jak sie wydawalo z samolotu. Szczeze powiem, ze lotnisko w pyrzowicach wyglada nowoczesniej niz te tutaj w honolulu ;-) . Przywitala nas naprawde ladna pogoda, sloneczko, ale mimo wszystko bardzo mila temperatura (zaznaczamy, ze lecielismy w dlugich spodniach dzinsowych).
Droga z lotniska nie nastawia optymistycznie, stare budynki, syf, badziew ;-) ... ale po paru kilometrach zaczyna sie dzielnica hotelowa Waikiki przy plazy i zaczyna sie robic ciekawie. Nasz hotel znajduje sie na koncu Waikiki, ale to nie znaczy, ze jest tu zle, bo szczeze mowiac jest moze nawet lepiej. Mamy na plaze doslownie 5 krokow, z pokoju mamy widok przez okna na ocean, a z balkonu mamy widok na ocean i na Diamond head - glowna gora w Waikiki. Do sklepu naszego ulubionego ;-) ABC jest doslownie pol kroku, sklepy ABC na hawajach to norma, a w Waikiki sa na kazdym skzyzowaniu, czyhli w jednym bloku ulic sa nawet i 4. Sa to w miare tanie sklepy za wszystkim ;-) . Nasz hotel z zewnatrz wyglada jakbysmy placili za niego $10.000, ale pokoje i hotel wewnatrz niczego sobie, wszystko jest w dobrym standarcie, ale jednak jest stare... jak wszystko na hawajach. Jest to chyba w pewnym stopniu kultowe ;-) . Plaza jest piekna, mimo ze znajduje sie przy ulicy to sie tego nie dostrzega, woda, palmy, piasek, duze fale przycmiewaja wszystko. temperatura za dnia waha sie tutaj w kole 30 stopni. Sloneczko fajniutko swieci, czasem prazy, ale skok do letniej wody dziala kojaco, az nie chce sie wychhodzic... i ten kolor :-D . Wieczorem odbywaja sie fajne "koncerty" przy plazy, typowo hawajskie. Surferow tu co nie miara! Coz sie dziwic, fale sa duze i niezla frajda z tego. W pierwszy dzien Karolinka sobie kupila materacyk, a Wojtus kupil sobie BoogieBoard - deska do surfowania na lezaco. Frajdy w wodzie mamy cop nie miara!