Dzis zawital do nas kolejny mily crazy'olski dzien, mowicie, ze my jestesmy w czepku urodzeni... noc coz moze to prawda ;-)
Wypozyczylismy dzis zestaw: pletwy, rureczka i okularki i wybralismy sie autobusikiem miejskim do Hanauama Bay - miejsca gdzie wiele lat temu poprzez erupcje wulkanu powstala piekna zatoka, w ktorej dzis mozna poplywac z rybkami zaraz po zejsciu z plazy. Piekne miejsce!! A rafa kolarowa poprostu niesamowita. Rybki jakby tresowane, nic sie nie boja. Wszystko na wyciagniecie reki z powierzni wody. Ale nic nie mozna dotchnac. Rafa mieni sie w wielu kolorach, a rybki... poprostu masakryczne, male duze, sliczne, kolorowe... chyba sie tam jeszcze wybierzemy jutro... jak nas plecki nie beda bolec po tej opaleniznie... tak zapatrywalismy sie na to wszystko, z e z wody nie chcielismy wyjsc i opalily nam sie plecki, oj opalily. Spedzilismy tam caly dzien, az nam uciekly wszystkie autobusy powrotne. Ale takich glopeczkow bylo wiecej, cale rodziny. Gdy czekalismy na busa podjechala do nas wszystkich pani w autku i poinformowala ze autobusy juz nie jezdza i ze mamy zejsc na dol do glownej drogi pare kilometrow. Jednakze po drodze przejezdzala pani autobusem wycieczkowym, takim wygladajacym jak stary tramwaj i zabrala nas do Waikiki co jest dosc daleko z tamtad i zafundowala nam darmowa wycieczke po okolicy... Hej przygodo, przygodo!!!... Chyba mamy szczesie ;-)